niedziela, 14 września 2014

„Soci nie pytają «dlaczego?»” – Rozdział 1

Beta: Nearyh


Jestem bliska uznania leków uspokajających za największe osiągnięcie cywilizacyjne. Co prawda dołączenie na prochach do nowej załogi może nie brzmiało zbyt zachęcająco, ale to zdecydowanie lepsza alternatywa niż przyjście na odprawę jako kłębek nerwów. Niedługo dosłownie. No bo… nie mogłabym tak po prostu nie przyjść.
Stoję wśród innych absolwentów w niebieskich SOT-owskich mundurach. Jako jednostki specjalne musimy się wyróżniać. (W każdym razie tak tłumaczą to, że nie możemy ubierać się jak cała reszta floty na szaro – bo oczywiście wcale nie świecimy kolczykami łączącymi nasz układ nerwowy z ZiMiSI, wcale.) Mam wrażenie, że odstaję od innych.
Co ja gadam? Ja zawsze odstaję. Jestem ludzkim SOT-em. To prawie oksymoron.
Ale teraz niemalże czuję, jak emanuję aurą wrzeszczącą „nienordan”. Co prawda na moim roczniku szkolenie ukończyło także dwóch tólów i edrak, ale oni mają odprawę w innym hangarze, więc tak jakby się nie liczą.
Nie spuszczam wzroku z admirała Lyrstrotha, który za jakieś cztery minuty zostanie moim kapitanem. Tyle czasu spędziłam wśród nordanów, że nie dziwią mnie jego rogi (nawet w liczbie dwóch par) i seledynowe włosy (jeszcze tego by mi brakowało, żeby kiedyś przyłapał mnie na gapieniu się). On raczej mnie nie zauważa, a nawet jeśli, to udaje, że wcale nie. Zapewne jeszcze nie ma pojęcia, z którym SOT-em skończy na pokładzie. Chyba też wolałabym nie wiedzieć.
Koordynator przydziałów (swoją drogą, również SOT – przy zadaniach wymagających kontaktu z przeciętnymi rasowymi ZiMiSI zawodziło zazwyczaj na całej linii, bo niektóre akcje istot żywych zupełnie wychodziły poza jego ramy rozumowania, dlatego pojawiliśmy się my, Soci), tak więc, koordynator przydziałów powiedział mi wcześniej, że pójdę trochę na pierwszy ogień. Znaczy, oficjalnie każdy kapitan dostaje informację o przypisanym do niego Socie w tym samym czasie, ale raz, jako jedna z niewielu, ukończyłam szkolenie wzorowo i traktują mnie zgoła inaczej (stąd też wiem, do kogo trafię…), a dwa, no cóż, po prostu admirał Lyrstroth. To w zasadzie tłumaczy wszystko. I niby on powinien dowiedzieć się tylko kilka sekund przed resztą, ale niesamowicie mnie to niepokoi.
Nic też nie zmienia faktu, że mam ochotę płakać, tupać nogami i krzyczeć: „Ja nie chcę!”. Jakkolwiek nieprofesjonalnie to brzmi.
ZiMiSI informuje, że przydziały zostały rozesłane. Zamieram, gdy Lyrstroth spogląda prosto na mnie. Nie mam pojęcia, co dokładnie zawierają informacje, które dostali kapitanowie, więc nie wiem, czy on wie. Zresztą to chyba i tak bez różnicy. Przy rasowych nie będzie robił scen. Piekło zacznie się na pokładzie. A przynajmniej mam taką nadzieję. Nie na piekło, oczywiście. Byłabym bardzo zadowolona, gdyby obyło się bez tego. Ale to chyba niemożliwe.
Próbuję sobie wmówić, że przecież nie ma zbyt wielu sposobów, by utrudnić SOT-owi życie, ale trochę mi nie wychodzi. Zaczynam iść w kierunku Lyrstrotha na sztywnych nogach, a jednocześnie mam wrażenie, jakby były z waty. Śmieszne uczucie.
Mimowolnie lekko się uśmiecham. Chyba znajduję się już w stanie, w którym jestem zbyt przerażona na robienie czegokolwiek poza śmianiem się. Albo to skutek tych leków uspokajających. Chociaż rozbawienie nie było zapisane jako możliwy efekt niepożądany.
Zostaję zatrzymana przez ludzkiego kapitana. ZiMiSI melduje, że nie rozumie jego postępowania, ale za to zostaję zasypana informacjami na temat tego człowieka i gdzieś w tym gąszczu gubię nazwisko. Ja rozumiem takie zachowanie. Aż za dobrze.
– Pułkownik Mésszários? – pyta mężczyzna. Jakby z nadzieją.
ZiMiSI znowu nie rozumie, dziesięć lat szkolenia powstrzymuje mnie przed chociażby pomyśleniem czegoś w stylu: „Odłączcie mi to cholerstwo”.
Kiwam głową, zerknąwszy na jego pagony. Muszę się na własne oczy przekonać, że jesteśmy tego samego stopnia, a on naiwnie pyta, czy aby na pewno jestem sobą. Nie ma w hangarze innego SOT-a pułkownika i, co chyba bardziej rzuca się w oczy, innego SOT-a człowieka.
– To zaszczyt móc w końcu panią poznać. – Łapie moją dłoń i energicznie nią potrząsa. – Nazywam się…
Nie dane jest mu dokończyć, gdyż Lyrstroth odciąga go za ramię. Mężczyzna spogląda na admirała z nieukrywanym zdziwieniem. Lyrstroth nic sobie z tego nie robi i tylko patrzy na mnie tymi przerażającymi oczami z poziomymi źrenicami. Niemalże już do takich przywykłam, tylko… No właśnie, niemalże.
– Pójdzie pani ze mną wyjaśnić to nieporozumienie – odzywa się w końcu.
Zanim zdążyłabym jakoś sensownie zareagować czy zanim on zdążyłby mnie faktycznie zacząć ciągnąć do koordynatora, odzywa się ZiMiSI, używając głośniczka w moim kolczyku:
– Przydział niemożliwy do zmiany.
Lyrstroth nie wydaje się ani zaskoczony, ani zbity z tropu, ani chociażby zdenerwowany. Trochę mnie to dziwi, ale jego następne słowa dają mi do zrozumienia, że już wiele razy użerał się z ZiMiSI.
– Dlatego pułkownik Mésszários pójdzie ze mną do koordynatora – brzmi trochę tak, jakby tłumaczył coś małemu dziecku.
Mam w związku z tym mieszane uczucia – z jednej strony niesamowicie mnie to bawi, ale z drugiej okazał właśnie coś na kształt braku szacunku i nie wiem, jak powinnam zareagować.
Do ludzkiego kapitana podchodzi przydzielony do niego SOT i obaj szybko odchodzą.
ZiMiSI odzywa się ponownie:
– Przydział niemożliwy do zmiany. Ustalony z najwyższym priorytetem przez Zintegrowaną Międzygalaktyczną Sztuczną Inteligencję. Wybór zablokowany protokołem SI.00.
Protokołem SI.00 oznaczało się najważniejsze sprawy w naszej części wszechświata. Taką decyzję można zmienić jedynie, zwołując Radę Zjednoczonych Rasowych i uzyskując przynajmniej osiemdziesiąt dwa procent głosów.
Nie miałam pojęcia, że ZiMiSI postanowiło coś takiego. Boże. Przecież to chore, żeby misję polegającą na zmianie rasistowskiego zachowania – chociażby – admirała oznaczać protokołem o takim stopniu ważności. Chyba że chodziło o coś innego, ale tak jakby nie miałam jeszcze okazji zajrzeć do szczegółowych rozkazów, ponieważ zostały rozesłane chwilę po przydziałach, ale nawet jeśli – nadal uważam, że to chore.
Tego Lyrstroth chyba się nie spodziewał. Jego źrenice zwężają się niebezpiecznie. Jest wściekły. O wiele mocniej zaciska palce na moim przedramieniu. Boli. Niesamowicie boli, ale boję się odezwać, bo wiem, że w ten czy inny sposób wyładuje swoją frustrację na mnie, więc nie chcę jeszcze zwiększać jego złości.
– Zadaje pan ból Specjalnemu Oficerowi Taktycznemu – komputerowy głos ZiMiSI rozbrzmiewa raz jeszcze.
Admirał jakby powraca do zmysłów i mnie puszcza. Warczy coś jeszcze w swoim ojczystym języku. Zakazuję ZiMiSI tłumaczyć. Wolę nie wiedzieć, a gdybym w przyszłości zmieniła zdanie, ZiMiSI będzie w stanie powrócić do tego momentu.
Lyrstroth ani drgnie przez chwilę, aż w końcu oznajmia, że i tak udamy się do koordynatora. Jakby nie patrzeć, koordynator w sumie po to jest – żeby wyszukać rozwiązanie w przypadku niezadowolenia jakiegoś kapitana czy SOT-a. Ewentualnie wytłumaczyć, dlaczego nic nie da się zrobić.
Tyle że w moim przypadku tylko stwierdza, że faktycznie nic nie da się zrobić (no, serio, nie dziwię się, SI.00, Boże), ale nie mówi ani słowa więcej. Nie podoba mi się to. Lyrstrothowi chyba jeszcze bardziej, ale oboje jesteśmy bezsilni. Stoimy więc jak takie dwa kołki, kiedy koordynator odchodzi.
Niepewnie zerkam na admirała. Pojęcia nie mam, co powinnam zrobić, nie zdążyłam się nawet oficjalnie przedstawić i czuję, że to nie jest odpowiednia chwila na takie drobnostki. W końcu on wie, jak się nazywam, ja wiem, jak on. Wszystko powinno być cacy.
Tylko coś mi się wydaje, że jednak nie będzie.

5 komentarzy:

Unknown pisze...

Świetne sci-fi! Dobrze jednak, że dałaś wcześniej SOT-owską ściągawkę ;) Wciąż nie mogę wyjść z podziwu, jak zwinnie wybrnęłaś z takiej ilości skomplikowanej terminologi, by czytelnik się nie pogubił. Czekam na więcej!

Unknown pisze...

Tylko powiedz mi, proszę, że ani przez chwilę nie parowałaś admirała i pani SOT. Błagam...
Zwinne wybrnięcie? Cóż, ja tam raczej myślę, że to trochę pójście na łatwiznę ;)
I w ogóle... Jej! Moje pierwsze sci-fi i się podoba!

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
szablon wykonał; Eyes Only dla wioski szablonów przy pomocy shooters, Kieran O'Connor